|

, ,

|

Jak oszukują nieuczciwe ekipy budowlane? Triki, niedopowiedzenia i materiałowe sztuczki

Zatrudnienie ekipy budowlanej to dla wielu inwestorów jeden z kluczowych etapów każdej budowy czy remontu. Niestety, mimo jasno ustalonych warunków, harmonogramów i budżetów, w praktyce często pojawiają się problemy. Prace się przeciągają, zużycie materiałów budzi wątpliwości, a jakość wykonania odbiega od oczekiwań. W wielu przypadkach nie wynika to z przypadku, lecz z celowych działań wykonawców, którzy wykorzystują niewiedzę inwestora.

W tym artykule omówiliśmy najczęstsze triki i nieuczciwe zagrywki stosowane przez pseudo wykonawców. Od manipulowania materiałami, przez celowe niedomówienia, aż po znikanie z zaliczką – to mechanizmy, które pozwalają im oszczędzać kosztem inwestora lub sztucznie zawyżać koszty realizacji. Warto je znać, zanim na placu budowy pojawi się ekipa z „polecenia”.

Na papierze wszystko wygląda uczciwie – ekipa przedstawia wycenę materiałów, która nie budzi podejrzeń. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy materiały trafiają na budowę i zaczynają się rozliczenia.

Najczęstsze zagrywki:

  • kupowanie tańszych zamienników, mimo że rozliczenie opiewa na droższe produkty (ekipa liczy na to, że nie zobaczysz różnicy w jakości materiałów)
  • zamawianie większych ilości, niż faktycznie potrzeba – nadmiar najczęściej trafia potem na inną budowę albo do sprzedaży (wymówką tutaj będzie coś w stylu „tak wyszło, zużyło się wszystko, niektóre pustaki zostały uszkodzone, reszta może gdzieś się rozeszła, nikt przecież nie liczył cegieł po jednej”)
  • brak faktur lub paragonów – „bo były rabaty na firmę” albo „hurtownia tylko tak sprzedaje”.

🎯 Przykład

Zamiast zamówionego styropianu EPS 80, grubość 15 cm za 5 tys. zł, pojawia się EPS 60, 10 cm – kosztuje niecałe 2,5 tys. zł. Różnica zostaje w kieszeni wykonawcy.


To jedna z bardziej frustrujących praktyk, z którą zetknęło się wielu inwestorów. Ekipa pojawia się na początku, wykonuje kilka etapów zgodnie z planem, a potem prace nagle zwalniają albo całkowicie stają. Powód? Równolegle realizowana inna inwestycja, która „pilnie wymaga dokończenia”.

Często bywa tak, że wykonawcy podpisują kilka umów w krótkim odstępie czasu, zakładając, że jakoś to pogodzą. W praktyce oznacza to przesuwanie ludzi z jednej budowy na drugą – w zależności od tego, gdzie sytuacja jest bardziej napięta, gdzie ktoś grozi zerwaniem umowy, a gdzie inwestor daje się zbywać kolejnymi tłumaczeniami. A te są zwykle bardzo kreatywne: „brakuje materiałów”, „pogoda nie sprzyja”, „coś trzeba poprawić u poprzedniego klienta”.

Efekt to nie tylko opóźnienia w harmonogramie, ale też praca wykonywana w pośpiechu, gdy ekipa wraca na miejsce „na chwilę” między jedną budową a drugą. Spada jakość, rośnie frustracja, a cała odpowiedzialność spada na inwestora, który i tak nie ma realnego wpływu na planowanie ich kalendarza.


Tutaj wchodzimy już w manipulację zagrażającą trwałości inwestycji. Chodzi nie tylko o stosowanie tańszych zamienników – problemem są również materiały, które nie spełniają norm, są niewłaściwie dobrane do warunków lub wręcz pochodzą z niewiadomego źródła.

Ekipy stosujące tego typu oszczędności najczęściej kierują się jednym: zminimalizowaniem własnych kosztów. Dla inwestora oznacza to potencjalne problemy już po kilku miesiącach od zakończenia budowy: odspajające się płytki, pękające tynki, mostki termiczne, przemarzające ściany czy przeciekające fundamenty.

Co gorsza, większość takich błędów ukrywa się pod warstwą wykończenia – do czasu, aż zacznie się coś dziać. Wykrycie źródła problemu i usunięcie usterek po zakończeniu budowy jest trudne i kosztowne. Dlatego tak ważna jest czujność już na etapie realizacji.

Do najczęstszych przykładów tego typu oszczędności należą:

🧱

Beton klasy B25 podmieniany na B15 lub mieszany „z worka”

Na papierze masz wpisany mocny beton konstrukcyjny, odporny na ściskanie, idealny do fundamentów czy stropów. W praktyce ekipa zamawia tańszy B15, który nie ma takiej wytrzymałości – albo wręcz miesza beton na miejscu z gotowych worków i piachu, bez kontroli proporcji. Efekt? Oszczędność dla wykonawcy, ryzyko dla inwestora. Jeśli coś zacznie pękać po kilku latach – nikt się nie przyzna.

📦

Styropian „premium” zamieniany na tani i cienki, zakryty siatką i tynkiem

Miał być gruby styropian grafitowy z niskim współczynnikiem przewodzenia ciepła, a w rzeczywistości przyjeżdża biały, najtańszy, o połowę cieńszy – ale przykryty siatką, klejem i tynkiem. Na oko nie rozpoznasz. Dopóki nie zmierzysz kamerą termowizyjną zimą, nie zorientujesz się, że ściany “przepuszczają jak sito”, a rachunki za ogrzewanie szybują.

🎨

Farby rozcieńczane wodą lub łączone ze sobą

Zamiast malować zgodnie z instrukcją, fachowiec leje wodę do wiadra, bo „lepiej się rozprowadza” i „mniej schodzi”. Czasem łączy różne resztki farb – niby ten sam kolor, ale odcień już nie. Na świeżo wygląda to OK, ale po kilku miesiącach zacznie się wycierać lub zaczną pojawiać się przebarwienia.

🧪

Klej do płytek? Najtańszy możliwy – byle przykleił

Zamiast dobrego, elastycznego kleju klasy C2 lub wyżej, kupują najtańszy z marketu, często bez atestów. Trzyma na początku, ale jeśli pojawi się wilgoć albo płytki są duże i ciężkie – zaczynają się odklejać. Ekipa oczywiście znika z budowy dużo wcześniej, a reklamacja to walka z wiatrakami.

📌 Częsty trik

Ekipy często kupują „na lewo” końcówki serii lub produkty po zwrotach, które nie mają już deklarowanych właściwości.


„Tu było pięciu chłopa przez dziesięć dni, po dwanaście godzin dziennie” – słyszysz w rozliczeniu. Brzmi poważnie bo na papierze to przecież aż 600 roboczogodzin. W praktyce?

  • W praktyce jeden robił, jeden palił, reszta była „na przerwie”.

Problem polega tutaj na braku ewidencji. Nikt nie podpisuje list obecności, nie ma kart pracy, nie wiadomo kto co robił, przez ile czasu i za ile. Wszystko toczy się „na gębę”, a kiedy przychodzi moment rozliczenia dostaje się najczęściej zbiorcze hasło: „Zróbmy to ryczałtem, bo nie będziemy liczyć każdej godziny”. Tylko że to właśnie w ten sposób rozmywają się nadużycia i przepłacasz za fikcyjny czas pracy.


To kolejna, jedna z najczęściej wykorzystywanych furtek do cwaniactwa na budowie. Gdy nie ma jasno spisanych zakresów prac, materiałów, standardów wykonania ani harmonogramu – inwestor staje się idealnym celem do naciągania.

Na etapie rozliczeń pojawiają się wtedy klasyczne wymówki:

„Nie było mowy o gruntowaniu.”

„Piana montażowa nie była wliczona w cenę.”

„Malowanie dotyczyło tylko jednej warstwy.”

„Nie umawialiśmy się na podbitkę.”

Każdy z tych tekstów to próba zrzucenia odpowiedzialności za niedoprecyzowanie ustaleń. Często są one celowe – nie po to, by przyspieszyć realizację, lecz by stworzyć przestrzeń do późniejszego doliczania kosztów lub rezygnowania z części prac pod pretekstem „braku porozumienia”.


Niektóre ekipy nie budują po to, żeby było dobrze – tylko po to, żeby było „jako tako” i jak najszybciej zejść z placu. Liczy się tempo, nie jakość. Wszystko robione jest na skróty: bez poziomicy, bez dokładnych pomiarów, bez dbałości o detale. Gładzie kładzione w pośpiechu, nierówne kafelki, brak gruntowania, przewody elektryczne ułożone chaotycznie – bo „i tak tego nie będzie widać”.

Taka strategia pozwala wykonać trzy budowy jednocześnie i zarobić więcej, ale kosztem jakości i przyszłych problemów inwestora. Poprawki? Reklamacje? Najczęściej słyszane wtedy hasło to: „Już nas tam nie ma, nie mamy ludzi, nie mamy czasu.”

Efekty?

Płyty g-k skręcone co 80 cm, bo tak – a jakże – szybciej.

Brak poziomowania przed kładzeniem płytek.

Gładzie bez szlifowania, z nadzieją, że „farba przykryje”.

Słupki ogrodzeniowe bez zbrojenia, bo „po co?”.

Konsekwencje? Po pół roku ściany pękają, płytki odpadają, tynk się kruszy, a poprawki kosztują więcej niż cała robota.


To jedna z najbardziej bezczelnych, choć na szczęście rzadko spotykanych praktyk. Wykonawca umawia się na realizację zlecenia, pobiera zaliczkę – zwykle na poczet zakupu materiałów lub „rezerwację terminu” – i nagle kontakt się urywa. Telefon milczy, skrzynka odbiorcza pozostaje bez odpowiedzi, a na budowie nikt się nie pojawia. W innych przypadkach wykonawca faktycznie zaczyna prace, ale po kilku dniach znika, zostawiając po sobie rozbabrany teren i serię wymówek – od problemów rodzinnych, przez „nieplanowany wyjazd”, aż po klasyczne „żona rodziła”.

Zdarza się również, że firma rozpoczyna kilka inwestycji jednocześnie i przestaje nad nimi panować. Priorytetowo traktowane są te, które generują większy zysk lub mniej problemów, a reszta schodzi na dalszy plan – często kończy się to porzuceniem zlecenia. W takich przypadkach odzyskanie zaliczki bywa trudne, zwłaszcza jeśli nie podpisano szczegółowej umowy lub nie ma dokumentów potwierdzających przelew.


To technika, którą stosują bardziej przebiegłe ekipy – takie, które wiedzą, że inwestor prędzej czy później pojawi się na budowie i będzie chciał sprawdzić postępy. Wtedy przez kilka godzin wszystko wygląda jak należy: narzędzia w ruchu, porządek na placu, a nawet poziomica wychodzi z auta. W razie wcześniejszych usterek – poprawki wykonane na szybko, byle wyglądały. Chwilowa inscenizacja porządnej pracy.

Problem pojawia się po zakończeniu tej „kontrolowanej wizyty”. Kiedy nie ma już nikogo, kto patrzy na ręce, tempo prac spada, a jakość wykonania wraca do starego poziomu. Zdarza się, że instalacje są prowadzone niestarannie – podłogówka układana bez zachowania odpowiednich odległości, przewody elektryczne puszczone bez żadnych osłon, a ocieplenie przybite gwoździami zamiast solidnie przyklejone.

Tego typu oszustwa są trudne do wykrycia na późniejszym etapie, bo często zostają przykryte tynkiem, wylewką czy płytkami. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze – aż do momentu, gdy pojawiają się problemy eksploatacyjne lub kosztowne usterki.


To jeden z najbardziej niebezpiecznych aspektów nieuczciwej pracy na budowie. W odróżnieniu od źle położonych płytek czy nierówno pomalowanej ściany, błędy konstrukcyjne są często niewidoczne – przynajmniej na początku. Mogą ujawnić się dopiero po kilku miesiącach, a czasem nawet latach, w postaci pęknięć, przecieków, nierówności czy deformacji całej konstrukcji. W skrajnych przypadkach mogą stanowić realne zagrożenie dla bezpieczeństwa mieszkańców.

Do najczęstszych błędów tego typu należą:

▪ brak zbrojenia w wieńcach, nadprożach lub słupach, mimo że powinno być tam zastosowane – beton bez prętów nie ma odpowiedniej wytrzymałości,

▪ niewłaściwie wykonane fundamenty, często bez izolacji poziomej, co prowadzi do podciągania wilgoci i zawilgotnienia ścian,

▪ łączenie pustaków „na sucho”, bez zaprawy lub z minimalną jej ilością – tłumaczone przez wykonawcę jako „nowoczesna technologia”,

▪ brak dylatacji poziomych lub pionowych, co skutkuje pęknięciami ścian, posadzek i tynków już na etapie użytkowania,

▪ zastosowanie niewłaściwego betonu lub jego samodzielne mieszanie „na oko”, bez zachowania proporcji i odpowiedniej klasy.

Problem polega na tym, że inwestorzy nie mają najczęściej możliwości kontrolowania takich detali – a nawet jeśli mają, to najczęściej brak doświadczenia uniemożliwia ocenę poprawności wykonania. Tym samym cały ciężar odpowiedzialności spada na ekipę budowlaną. A nie każda z nich działa uczciwie.


Izolowanie inwestora od budowy to taktyka, która pozwala wykonawcy pracować bez żadnej kontroli. Z pozoru wygląda to niewinnie – pojawiają się komunikaty o „świeżo wylanym betonie”, „niebezpieczeństwie na rusztowaniu” albo „kurzu i brudzie”. W rzeczywistości chodzi jednak o jedno: brak świadków. Im mniej inwestor widzi, tym większe pole manewru ma ekipa.

Zdarza się, że dostęp do budowy jest wręcz fizycznie ograniczany – zamknięte ogrodzenie, brak przekazanych kluczy, brak zgody na wizyty bez uprzedzenia. Tłumaczenia bywają kreatywne: „nie chcemy, żeby coś się stało”, „to teren budowy, nie wolno wchodzić” albo „będzie gotowe do oględzin za dwa dni”.

Takie zachowania powinny zapalić lampkę ostrzegawczą. Brak przejrzystości zwykle nie wynika z troski o bezpieczeństwo, tylko z chęci ukrycia niedociągnięć, opóźnień lub nieprawidłowości. Im dłużej inwestor pozostaje „z dala od placu”, tym trudniej później wyłapać nieprawidłowości – szczególnie te, które zostały już przykryte kolejną warstwą tynku, wylewki czy izolacji.


Nie każda ekipa to oszuści – wielu wykonawców pracuje uczciwie i rzetelnie. Ale jeśli nie znasz się na budownictwie i oddajesz całość bez kontroli, to niektórzy bez skrupułów wykorzystają Twoją niewiedzę.

Zasady bezpieczeństwa:

ZasadaDlaczego warto
Spisuj umowęBez niej jesteś bezbronny.
Sam kupuj materiałyMasz pełną kontrolę nad jakością i ceną.
Rób zdjęcia postępówMasz dowód w razie sporów.
Nie płać z góryZmniejszasz ryzyko ucieczki z zaliczką.
Konsultuj się z inspektoremBłędy wykryte od razu = mniej strat.

Czy warto podpisywać umowę z ekipą budowlaną?

Tak – to absolutna podstawa. Umowa zabezpiecza inwestora w razie opóźnień, fuszerki lub zerwania współpracy. Powinna zawierać zakres prac, harmonogram, warunki płatności i ewentualne kary za niedotrzymanie terminów. Brak umowy to otwarta furtka dla nieuczciwych zagrywek.

Ile maksymalnie powinna wynosić zaliczka dla wykonawcy?

Bezpieczna zaliczka to maksymalnie 10–20% wartości zlecenia. Jeśli ktoś żąda połowy kwoty z góry – warto być ostrożnym. Zaliczka powinna być potwierdzona przelewem i mieć podstawę w umowie.

Co zrobić, jeśli materiały na budowie różnią się od ustalonych?

Trzeba reagować natychmiast. Najlepiej porównać specyfikację z dostarczonym towarem i wezwać wykonawcę do wyjaśnienia na piśmie. Warto też zrobić zdjęcia i – jeśli to możliwe – zatrzymać prace do momentu wyjaśnienia sprawy.

Jak uniknąć podmiany materiałów na tańsze?

Najlepszym rozwiązaniem jest samodzielny zakup i dostawa materiałów. Jeśli to niemożliwe, warto wymagać faktur z hurtowni i porównywać je z rzeczywistym towarem na budowie. Kontrola dostaw to jedno z najskuteczniejszych zabezpieczeń.

Czy warto zatrudnić inspektora nadzoru?

Tak, szczególnie przy większych inwestycjach. Inspektor nadzoru technicznego to niezależna osoba, która sprawdza poprawność prac, jakość materiałów i zgodność z projektem. To koszt, który może uchronić przed dużo większymi stratami.

Co może świadczyć o tym, że ekipa przeciąga prace celowo?
  • Przestój bez wyjaśnień,
  • brak pracowników na budowie przez kilka dni,
  • kolejne wymówki,
  • niespójne informacje

    To Często oznacza to, że wykonawca „skacze” między budowami. Warto to przewidzieć w umowie i dodać zapis o ciągłości prac.
Jak zabezpieczyć się przed ucieczką z zaliczką?
  • unikanie ekip „bez NIP-u” i „na gębę”.
    To podstawowe środki ostrożności, które warto stosować zawsze – niezależnie od tego, czy budowa dotyczy domu, garażu, czy tylko ogrodzenia.
  • Minimalna zaliczka,
  • wszystko na piśmie,
  • przelew bankowy (nie gotówka!),
  • sprawdzenie opinii i historii firmy,
+ posts

Specjalizuje się w nowoczesnych technologiach budowlanych i zrównoważonym rozwoju urbanistycznym. Z pasją śledzi najnowsze trendy w architekturze oraz innowacyjne rozwiązania konstrukcyjne. Po godzinach zgłębia historię architektury i jej wpływ na rozwój społeczności miejskich.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

bądź na bieżąco.

Nie chcesz ominąć żadnego artykułu? Dołącz do newslettera!